Azjaci mają dość wyzysku. Pracownicy zaczynają głośno protestować, a rządy popierają ich domagając się, żeby zagraniczni inwestorzy działający na azjatyckich ziemiach zwiększyli płace zatrudnionym.
Z powodu obawy przed niepokojami społecznymi wynikającymi z fali protestów przeciwko zagranicznym inwestorom i ich niskim płacom oferowanym azjatyckim pracownikom, rząd Malezji wprowadził już płacę minimalną. Jest to pierwszy przypadek w tym kraju, gdy państwo narzuca kwotę najniższej pensji.
Także rządy Indonezji i Tajlandii chcą ustalić sumę, poniżej której nie będzie można zatrudniać ich obywateli. Podobnych zmian domagają się obywatele Sri Lanki, Kambodży i Bangladeszu. Chiny również prężnie działają w celu zwiększenia płac dla swoich mieszkańców. Wszelkie naciski kładzione są tu głównie na duże, zachodnie korporacje, które od dawna otwierają fabryki na terenie Azji, by móc uzyskiwać dobry towar za jak najniższą cenę.
Wbrew pozorom, z Azji pochodzą nie tylko produkty kupowane na straganach za 5 zł. Wiele światowej sławy koncernów otwiera tam swoje zakłady, ponieważ jest to dla nich niezwykle opłacalne. Średnia płaca azjatyckiego pracownika, już po podwyższeniu płacy minimalnej, w Chinach to jedynie ok. 200 dolarów miesięcznie. Mimo tego, w razie podwyższenia zarobków wszystkim pracownikom, marki te będą musiały liczyć się z całkiem dużym obniżeniem przychodów.
Globalni giganci nie chcą się jednak poddać i póki co, próbują przenosić zakłady do innych państw, np. Wietnamu, które nie walczą o prawa pracowników tak, jak Chiny czy Malezja.